roślina światło liście
Źródło: Unsplash Michael Kucharski

Świat jest jedynie odbiciem mojego wnętrza i inne rozwojowe mity

26 Września 2020

Istnieje wiele koncepcji, które idą trochę na skróty. Głoszą one, że jeżeli tylko będziemy wystarczająco pozytywnie myśleć, będziemy poukładani wewnętrznie, duchowo, to zawsze będziemy zdrowi, bogaci i szczęśliwi, a każda zmiana tej sytuacji oznacza, że musimy pracować nad swoim wnętrzem.

Na Facebooku znalazłam ostatnio cytat Joe Dispenzy, bardzo mądrego człowieka. Cytat ten wyrwany z szerszego kontekstu sprawił, że poczułam zimno w całym ciele. "Życie nie karze nas, tylko odzwierciedla to, kim jesteśmy". Inne przekazy, to słowa o tym, że świat jest kształtowany przez nasze myśli, że jest odbiciem naszego wnętrza. Wszystko to brzmi bardzo fajnie, kiedy jest dobrze i odnosimy sukcesy.

Pomyślałam o sobie, gdy mam słabszy dzień, o swoich bliskich czy klientach. Nikt z nas nie chciałby usłyszeć takich słów w sytuacji, gdy w życiu przestaje nam się układać, musimy podejmować trudne decyzje, rozwiązywać problemy czy prosić o pomoc. Wyobraźmy sobie, że mówimy coś takiego bliskiej osobie, która znalazła się w trudnej sytuacji. Czy więc musimy mówić to sami sobie?

Co wynika z tych przekazów?

Po pierwsze to, że mamy stuprocentową kontrolę nad swoim życiem. Po drugie to, że skoro coś się nie układa, to ze mną jest coś nie tak, a więc pojawia się poczucie winy i ogromne obciążenie. Czy faktycznie mamy absolutną kontrolę nad tym, co nam się przydarza? Oczywiście, że nie. A wpływ na innych ludzi? Tak, w 50 procentach. Taki jest nasz wpływ na kształt naszych relacji i związków, drugie 50 procent zależy od drugiej strony.

Mówi się, że jeżeli ja będę pracować nad sobą, inne osoby wokół mnie się zmienią. Może tak się stać i jest to bardzo prawdopodobne. Ale może być też tak, że osoby te pozostaną w swoich mechanizmach i to ja, mając większą świadomość zdecyduję się na zmianą swojego otoczenia społecznego

To, na co mamy wpływ to nasza reakcja, postrzeganie tego, co nam się przydarza.

Ale i tak uważam, że nie stuprocentowy wpływ. Bardzo dobra psychoterapeutka, Monica McGoldrick, pisze, że pod wpływem dużego stresu i obciążeń, wszyscy wracamy do swoich dziecięcych, prymitywnych mechanizmów i sposobów radzenia sobie, które niekoniecznie są konstruktywne i rozwojowe. Ważne, żeby mieć tego świadomość i po pewnym czasie wrócić do swojego optymalnego funkcjonowania. Nigdy nie wiemy, jak zachowalibyśmy się w ekstremalnej sytuacji, więc nie zakładałabym, że nasza reakcja na takie wydarzenie na pewno będzie świadoma i dojrzała.

Kluczowe jest dawanie sobie czy osobie, która tego potrzebuje, wsparcia.

Budowanie w sobie poczucia bezpieczeństwa i zaufania to świata to proces. Bycie w tu i teraz, akceptowanie własnych rozmaitych stanów emocjonalnych, ich różnego natężenia, różnych własnych reakcji i odczuć z ciała, to ogromna wartość do której warto dążyć. Dopiero bycie w pełnym kontakcie ze sobą i ze światem, bycie ugruntowanym jest punktem wyjścia do pójścia dalej w rozwoju do bardziej subtelnych czy duchowych jakości.

Następny artykuł