Świat jest jedynie odbiciem mojego wnętrza i inne rozwojowe mity
Istnieje wiele koncepcji, które idą trochę na skróty. Głoszą one, że jeżeli tylko będziemy wystarczająco pozytywnie myśleć, będziemy poukładani wewnętrznie, duchowo, to zawsze będziemy zdrowi, bogaci i szczęśliwi, a każda zmiana tej sytuacji oznacza, że musimy pracować nad swoim wnętrzem.
Na Facebooku znalazłam ostatnio cytat Joe Dispenzy, bardzo mądrego człowieka. Cytat ten wyrwany z szerszego kontekstu sprawił, że poczułam zimno w całym ciele. "Życie nie karze nas, tylko odzwierciedla to, kim jesteśmy". Inne przekazy, to słowa o tym, że świat jest kształtowany przez nasze myśli, że jest odbiciem naszego wnętrza. Wszystko to brzmi bardzo fajnie, kiedy jest dobrze i odnosimy sukcesy.
Pomyślałam o sobie, gdy mam słabszy dzień, o swoich bliskich czy klientach. Nikt z nas nie chciałby usłyszeć takich słów w sytuacji, gdy w życiu przestaje nam się układać, musimy podejmować trudne decyzje, rozwiązywać problemy czy prosić o pomoc. Wyobraźmy sobie, że mówimy coś takiego bliskiej osobie, która znalazła się w trudnej sytuacji. Czy więc musimy mówić to sami sobie?
Co wynika z tych przekazów?
Po pierwsze to, że mamy stuprocentową kontrolę nad swoim życiem. Po drugie to, że skoro coś się nie układa, to ze mną jest coś nie tak, a więc pojawia się poczucie winy i ogromne obciążenie. Czy faktycznie mamy absolutną kontrolę nad tym, co nam się przydarza? Oczywiście, że nie. A wpływ na innych ludzi? Tak, w 50 procentach. Taki jest nasz wpływ na kształt naszych relacji i związków, drugie 50 procent zależy od drugiej strony.
Mówi się, że jeżeli ja będę pracować nad sobą, inne osoby wokół mnie się zmienią. Może tak się stać i jest to bardzo prawdopodobne. Ale może być też tak, że osoby te pozostaną w swoich mechanizmach i to ja, mając większą świadomość zdecyduję się na zmianą swojego otoczenia społecznego
To, na co mamy wpływ to nasza reakcja, postrzeganie tego, co nam się przydarza.
Ale i tak uważam, że nie stuprocentowy wpływ. Bardzo dobra psychoterapeutka, Monica McGoldrick, pisze, że pod wpływem dużego stresu i obciążeń, wszyscy wracamy do swoich dziecięcych, prymitywnych mechanizmów i sposobów radzenia sobie, które niekoniecznie są konstruktywne i rozwojowe. Ważne, żeby mieć tego świadomość i po pewnym czasie wrócić do swojego optymalnego funkcjonowania. Nigdy nie wiemy, jak zachowalibyśmy się w ekstremalnej sytuacji, więc nie zakładałabym, że nasza reakcja na takie wydarzenie na pewno będzie świadoma i dojrzała.
Kluczowe jest dawanie sobie czy osobie, która tego potrzebuje, wsparcia.
Budowanie w sobie poczucia bezpieczeństwa i zaufania to świata to proces. Bycie w tu i teraz, akceptowanie własnych rozmaitych stanów emocjonalnych, ich różnego natężenia, różnych własnych reakcji i odczuć z ciała, to ogromna wartość do której warto dążyć. Dopiero bycie w pełnym kontakcie ze sobą i ze światem, bycie ugruntowanym jest punktem wyjścia do pójścia dalej w rozwoju do bardziej subtelnych czy duchowych jakości.
Następny artykuł